I nie uczyłaś mnie życiowej maskarady Pieszczoty szarej tych umęczonych dni Nie żal mi, nie żal mi Nie, nie żałuję Przeciwnie bardzo Ci dziękuję kochana Żeś mi odejść pozwoliła Po to bym żyła tak jak żyłam Że nie dałeś mi szczęścia, pierścionka ani psa Nie żałuję Że nie dzwonisz po nocach, kochanie tak to ja Nie
Ciąża Agnieszki była najlepszą wiadomością w moim życiu. Nie mogłem się doczekać, kiedy zobaczę swoje dziecko! Od kiedy wiedziałem, że to będzie syn, nic tylko planowałem, jakim będę dla niego ojcem. Oczywiście zamierzałem być tatą idealnym! – Mój ojciec był praktycznie nieobecny w życiu moim i sióstr – powiedziałem do żony. – Nie popełnię jego błędów. Jak tylko mały zacznie chodzić, będę go uczył kopać piłkę i… tańczyć salsę – puściłem oko do Agniechy, bo przecież poznaliśmy się na imprezie latino. – A jak zacznie mówić, będę z nim rozmawiał po angielsku, żeby się osłuchał z językiem, zapiszę go na lekcje gry na gitarze, żeby był popularny w towarzystwie i… – Zwolnij! – roześmiała się moja żona. – Wszystko po kolei! Przecież to na razie będzie noworodek, będziesz go mógł co najwyżej ponosić po karmieniu, żeby mu się odbiło. Trzy miesiące później wziąłem Franka w ramiona To był moment, w którym poczułem się jak król świata! Mój syn, mój dziedzic, moja krew – powtarzałem sobie, patrząc na tego maleńkiego człowieczka. Kiedy Agnieszka wróciła ze szpitala do domu, wyobrażałem sobie, że od teraz wszystko będzie jeszcze lepiej, niż kiedy byliśmy tylko we dwójkę. W moich marzeniach byliśmy idealną rodziną – my z żoną zakochani jeszcze bardziej niż na początku znajomości, oboje uwielbiający naszego syna, on rosnący w atmosferze miłości, ciepła i bezpieczeństwa. Agnieszka jednak dość szybko sprowadziła mnie na ziemię. – Posuń się bliżej do ściany – poleciła mi w łóżku. – Ja śpię od zewnątrz, mały w łóżeczku, ale w nocy muszę mieć miejsce, żeby go kłaść i karmić. Już pierwsza wspólna noc okazała się koszmarem. Franek budził się na karmienie co dwie godziny. Żona najpierw go wyjmowała z łóżeczka i odkładała, potem już jej się nie chciało i mały zasypiał przy jej boku. Ja przyciskałem się do ściany, żeby ona i dziecko mieli jak najwięcej miejsca. Skutek był taki, że do pracy poszedłem kompletnie niewyspany. – I jak tam, tatuśku? – powitał mnie prezes. – Zaczął się już baby blues? Nie miałem nawet siły z nim pożartować. Byłem skonany. Do końca dnia nie mogłem się skoncentrować, bolała mnie głowa, marzyłem tylko, że wrócę do domu, przytulę się do ukochanej, wezmę w ramiona synka i wreszcie odpocznę. W domu powitała mnie góra prania na podłodze w łazience, nieumyte naczynia w zlewie i żona z rozczochranymi włosami w spodniach od piżamy i mojej starej koszuli. – Cześć, kochanie, jestem… – zacząłem, ale tylko uciszyła mnie gestem. – Śpi! – syknęła. – Padam z nóg… Nie zdążyłem nawet jej pocałować, a już leżała na kanapie z zamkniętymi oczami. Zapytałem o jakiś ciepły obiad, ale tylko fuknęła coś niezrozumiale i dalej drzemała. Zjadłem tosta z keczupem. Mały obudził się po dwudziestu minutach, zrywając Agnieszkę z kanapy. – No, cichutko, mamusia już jest. Jesteś głodny, mój maleńki? – Słyszałem jak żona przemawia do synka w pokoju obok. – No, chodź do mamuni! Zajrzałem do pokoju dziecięcego i zobaczyłem, że Aga karmi małego piersią. Wyglądali tak spokojnie, tak pięknie, że podszedłem i pocałowałem żonę w czubek głowy. – Pić mi się chce – powiedziała, nie podnosząc głowy. – Przyniesiesz mi wody? Tylko niegazowanej! Kiedy nakarmiła Franka, dała mi go, żebym go ponosił na ramieniu. Małemu nie mogło się odbić ze dwadzieścia minut, ale kiedy tylko próbowałem usiąść, zaczynał kwilić. Maszerowałem więc po pokojach i przedpokoju, czując coraz bardziej dokuczliwe zmęczenie. Kiedy w końcu go odłożyłem, zaczął płakać i żona przybiegła go przewinąć. Potem zrobiła się pora kąpieli. Miałem pomóc Agnieszce, ale położyłem się dosłownie na pięć minut, a kiedy się obudziłem, była dwudziesta trzecia. Żona spała w naszym łóżku z jedną ręką przełożoną przez szczebelki kojca. Jej palce dotykały rączki synka. Wzruszyłem się na ten widok i kładąc się obok niej, przytuliłem się do jej pleców. W odpowiedzi mruknęła karcąco, żebym dał jej spać. Odwróciłem się do ściany z poczuciem krzywdy. Co ja takiego zrobiłem? Tej nocy także nie przespałem. Franek wylądował w naszym łóżku po pierwszym karmieniu i spał w nim, kiedy ja wychodziłem do pracy. Kiedyś Agnieszka zawsze rano robiła mi kawę i czule żegnała przed wyjściem, ale teraz spała z otwartymi ustami i w mojej rozpiętej koszuli ukazującej mało seksowny biustonosz do karmienia. Po południu zastałem ją już nie w koszuli tylko w rozciągniętym podkoszulku i znowu w spodniach od piżamy. Zauważyłem, że nie umyła włosów. Pranie z łazienki zniknęło. Stało już mokre w misce. – Rozwieś, dobra? – rzuciła żona, pokazując tę miskę. – Dzisiaj ulało mu się sześć razy, za każdym razem musiałam go przebierać… Wieczorem zasnąłem na kanapie przy filmie. Nawet nie wiem, jaki miał tytuł, tak byłem zmęczony. W nocy miałem „powtórkę z rozrywki”, czyli pobudkę co dwie godziny, kwilenie synka i przepychanie przez żonę pod ścianę. Miałem nadzieję, że coś się zmieni w weekend. Chciałem wreszcie porozmawiać z Agnieszką. Kiedyś w soboty rano zawsze uprawialiśmy seks, tego też zaczynało mi brakować. – Przestań! – odpędziła mnie, kiedy próbowałem pocałować ją w szyję, nim mały się obudził. – Mamy jeszcze z pół godziny zanim się obudzi… daj mi spać… Poczułem się sfrustrowany i zły. To, że Agnieszka miała dziecko nie oznaczało przecież, że przestała mieć męża! A odkąd została matką, nie poświęcała mi ani sekundy! Kiedy chciałem się jej pożalić na robotę, zasypiała, kiedy próbowałem się do niej zbliżyć, odsuwała się. Za to dla Franka miała multum uwagi, czułości i cierpliwości! Zrywała się ze snu kiedy tylko zakwilił, kładła go spać w naszym łóżku, ciągle do niego przemawiała i go pieściła. Po czterech miesiącach bez seksu, czułości i uwagi ze strony żony zaczęło mnie roznosić. Czułem się, jakby Franek był moim rywalem! Zabierał mi Agnieszkę! Teraz liczył się dla niej tylko on, a ja zostałem sprowadzony do roli żywiciela rodziny i faceta od rozwieszania prania. Niestety, Agnieszka przestała też o siebie dbać. Nie chodziło tylko o to, że przestała ćwiczyć i wciąż miała kilkanaście kilo więcej niż przed ciążą. Przestała się też malować i dbać o włosy. Od dawna nie widziałem u niej pomalowanych paznokci, ubierała się w byle co, byle tylko było jej wygodnie karmić. Kiedyś była dla mnie uwodzicielska, zależało jej, by mi się podobać, a teraz? Miałem wrażenie, że wolałaby, żebym też stał się aseksualny, jak ona! Nigdy nie miała siły na seks, była wręcz oburzona moimi usiłowaniami. – Ledwie żyję – wzdychała wymownie, więc odpuszczałem, czując, jak ubywa mi męskości. Kiedy Franio miał sześć miesięcy, na stałe wyprowadziłem się z sypialni. Teraz on sypiał z mamą, ja miałem więcej szansy na sen na kanapie. Jakoś wtedy wypadł doroczny wyjazd integracyjny w naszej firmie. Korporacja wysłała nas do luksusowego ośrodka nad jeziorem i zostawiła na dwa dni z gigantycznym zapasem alkoholu. Chyba tylko alkohol mógł sprawić, że przyszły mi do głowy takie głupoty. Nagle, po kilku głębszych, poczułem się znowu na fali! Zachciało mi się tańczyć i porwałem zza stołu asystentkę prezesa. – Fajnie się ruszasz – powiedziałem, bujając ją w ramionach. – Ty też nieźle tańczysz – odpowiedziała i poczułem, że zalewa mnie fala pożądania. Eliza była młodą, atrakcyjną kobietą, a ja nie uprawiałem seksu od miesięcy! Nie wiem, co we mnie wstąpiło, ale moja dłoń zaczęła błądzić po jej plecach, twarz coraz bardziej zbliżała się do jej policzka… – Może wyjdziemy na taras? Tam też jest open bar – szepnąłem jej do ucha i poczułem kiwnięcie jej głowy. Na tarasie ją objąłem. Poczułem ciepło jej ciała i zapach perfum na szyi. Nie opierała się, przeciwnie – położyła dłoń na moim karku i muskała go palcami, aż przechodziły mnie ciarki. Odchyliła głowę, a ja zdecydowałem się, że tej nocy nie spędzę w łóżku sam! Moje ciało pożądało kobiety! Już miałem ją pocałować, kiedy ktoś wszedł na taras. – Eliza! – To był prezes. – Sprawdź, proszę, co się dzieje z panią Dorotą. Od pół godziny przebywa w toalecie. Pospiesz się, wyglądała niewyraźnie. Eliza zrozumiała, że szef każe jej się ode mnie odkleić i z wymuszonym uśmiechem spełniła jego polecenie. – Co ty wyrabiasz, stary? Odbiło ci? – prezes był ode mnie może z dekadę starszy, wiedziałem, że miał żonę i dwoje dzieci. Byliśmy w dość przyjacielskich stosunkach, chociaż ja byłem tylko dyrektorem operacyjnym. – Twoja żona dopiero co urodziła ci syna, a ty chcesz ją zdradzić z asystentką?! To był moment, w którym coś we mnie pękło Czułem się upokorzony tym, że przyłapał mnie z Elizą i że tak bezceremonialnie ją spławił. Ale jeszcze bardziej czułem złość na Agnieszkę! To była jej wina, że zająłem się młodszą kobietą! To ona traktowała mnie w domu jak zło koniecznie, nie chciała mnie dotykać ani się ze mną kochać! Dla niej liczyło się teraz tylko dziecko! – Mówisz serio? – zapytał prezes, kiedy wylałem z siebie te wszystkie żale, popijając whisky, którą podał mi uczynny barman. – Naprawdę uważasz, że to JEJ wina, że obściskujesz się z dwudziestoparolatką na imprezie firmowej? Powiem ci coś, stary… To była długa, męska rozmowa. Jak wspomniałem, mój ojciec był praktycznie nieobecny w życiu swoich dzieci. Nigdy nie rozmawiał ze mną ani o kobietach, ani o seksie, ani o miłości czy odpowiedzialności. Dopiero starszy kolega z pracy, a przy tym szef, sprawił, że przejrzałem na oczy. – Chcesz, żeby ona wciąż starała się być dla ciebie atrakcyjna, ale pomyślałeś, czy ma na to czas? Zaproponowałeś, że zostaniesz z dzieckiem, żeby poszła na siłownię albo do fryzjera? No właśnie – kiwnął głową. – Dziwisz się, że dziecko śpi z nią? A ile razy wstałeś, żeby jej podać w nocy małego do karmienia? A widzisz! – Znowu westchnął. – Chcesz, żeby miała ochotę na seks, ale czy ty byś miał, gdybyś całymi dniami i nocami musiał zajmować się małym dzieckiem? Ona jest zmęczona. Pomóż jej, odciąż ją. Załatw opiekunkę i zaproś ją na randkę! Potem opowiedział mi o swojej żonie i o tym, jak walczył o ich relacje, kiedy kolejno rodziły mu się córki. Przyznał, że i on musiał walczyć z pokusami, kiedy żona była zbyt zmęczona na seks, a wokół niego wciąż kręciły się młode, chętne do flirtu kobiety. – Ale wiesz co? – zadumał się na chwilę. – Któregoś razu załatwiłem nianię na cały weekend i zabrałem żonę do hotelu. W tym samym mieście, raptem dziesięć minut samochodem od naszego domu. W hotelu czekały na nią już prezenty. Voucher do hotelowego spa, nowa bielizna i ciuchy, szpilki, które podobały się jej w internecie. Zrobiła się na bóstwo, a potem zjedliśmy kolację w restauracji. I wiesz co? To była najlepsza randka, na jakiej byliśmy. Jasne, miała parę kilo nadwagi i rozstępy, ale podobała mi się tam wtedy jak nigdy wcześniej! Bo była matką moich dzieci i kobietą, którą poślubiłem! Jeśli naprawdę chcesz odzyskać czułość i uwagę żony, nie myśl, jak ją zmusić, żeby ona zrobiła coś dla ciebie. Ty zrób coś dla niej! Potem nie rozmawialiśmy już o poważnych sprawach. Dyskutowaliśmy o whisky i hiszpańskim futbolu. Eliza nie wróciła na taras, a następnego dnia unikała mnie jak ognia. Kiedy wróciłem do domu, Agnieszka spała z Frankiem na piersi. Ostrożnie go z niej zdjąłem, chwilę ponosiłem i ułożyłem w łóżeczku. – Już jestem – szepnąłem, kładąc się obok niej. – Wyjazd był okropny, ale hotel piękny. Chciałbym cię tam zabrać na weekend. Mają spa i stylistkę. Załatwię opiekunkę i pogadam z mamą, żeby zajęła się Franiem. – Dobrze… – mruknęła i tym razem się nie odsunęła. Rano to ja zrobiłem jej śniadanie, a po południu wróciłem z wiadomością, że ma zarezerwowaną wizytę u ulubionego fryzjera. Ja zostałem z Frankiem. Wróciła z nowym kolorem włosów, cała rozpromieniona i już wiedziałem, że rady prezesa były bezcenne. Kiedy ugotowałem dla niej moje popisowe spaghetti, a potem pozmywałem po kolacji, zobaczyłem na jej twarzy zaskoczenie, ale też wdzięczność. Strasznie chciałem ją przytulić, pocałować, może nawet przycisnąć namiętnie do ściany, ale wiedziałem, że muszę poczekać, aż sama zrobi ten krok. To nie był krok, jak się okazało, tylko gest. Objęła mnie w środku nocy i przytuliła się jak kiedyś. Nie, nie sama z siebie. Wypowiedziałem bowiem słowa, które miały chyba magiczną moc. Mianowicie, kiedy Franek zaczął kwilić w kojcu, a ona usiadła na łóżku, powiedziałem: – Leż, ja ci go podam. Czasami to znaczy więcej, niż „pragnę cię”. A już na pewno może więcej zdziałać! Adam, 32 lata Czytaj także: „Moja córka jest zagrożona z fizyki. Znalazła sobie korepetytora na… portalu randkowym” „Dzieci męża traktowały mnie jak trędowatą i oskarżały o rozbicie ich rodziny. We własnym domu czułam się jak intruz” „Żona jest panikarą. Wystarczył jeden telefon z płaczem od syna, a ona już była w drodze, żeby zabierać go z obozu” Żałuję, że jeszcze nie wyzdrowiał całkowicie, ale to tylko kwestia czasu. Brat Normy przeszedł ostatnio załamanie nerwowe i został zatrzymany w szpitalu psychiatrycznym. Zwykle nie interesuje mnie prywatne życie pracowników, ale Norma opowiedziała mi o tym po to, by czasem w razie poważnego wypadku mogła wziąć szybko wolne. fot. Adobe Stock, Graphicroyalty Nigdy nie ukrywałam, że nie chcę mieć dzieci. Zyskałam co do tego pewność jeszcze w liceum, choć moja buńczuczna decyzja była wyśmiewana na forum rodzinnym. Na zasadzie: tak, tak, bardzo dobrze, teraz skup się na maturze i studiach, na dzieci przyjdzie czas później, wtedy ci się odwidzi. Nie odwidziało mi się. Koleżanki zaręczały się, wychodziły za mąż, rodziły dzieci. Chodziłam na kolejne bociankowe, kupowałam kocyki i rożki w prezencie, ale nie pociągały mnie bobaski ani własne, ani cudze. Dla innych słodkie, dla mnie rozwrzeszczane i brudne. Tak mam. Na ostatnim roku studiów poznałam Marka. Szybko między nami zaiskrzyło, w czym pomogło jasne postawienie sprawy, że nie chcemy dzieci. Oboje. Mieliśmy zbyt dużo planów, zbyt wielki głód życia. Ja kończyłam wydział pielęgniarski i wiedziałam, że będę mieć wymagającą pracę. Po dyżurach chciałam odpoczywać, a nie zajmować się dzieciakami. W wakacje chciałam zwiedzać świat, a nie gnić w brodziku przy basenie hotelowym… Nie czułam żadnego instynktu, o którym tyle mówiły moje koleżanki, ciotki i kuzynki. Nie czułam żadnej potrzeby rozmnażania się. Nie widziałam w tym sensu, poza takim, że ten mały ktoś kiedyś będzie tyrał na moją emeryturę. Mama załamywała ręce, choć przecież znała moje stanowisko od lat. Tak, jesteśmy razem z Markiem, może kiedyś weźmiemy ślub, a na razie jest nam dobrze tak, jak jest, a dzieci zgodnie nie chcemy. Rodzinne wieszczki twierdziły, że jak się tylko pobierzemy, to wcześniej czy później pojawi się „projekt dzidziuś”. Oboje przewracaliśmy oczami. Wiedzieliśmy swoje. Ślub obył się bez wesela. Ot, skromna uroczystość z obiadem tylko dla najbliższych. Nie chcieliśmy imprezy na dwieście osób, za którą kredyt spłacalibyśmy latami. Było pięknie, wzruszająco i bez zadęcia. Za to tuż po ślubie spakowaliśmy walizki i ruszyliśmy na miesiąc miodowy do Indii, a potem do Nowej Zelandii. To było nasze marzenie, które wreszcie postanowiliśmy spełnić. Trudno mi było wynegocjować tak długi urlop w pracy, pielęgniarki są zwykle potrzebne na okrągło. Markowi w urzędzie miasta też nie było wiele lżej, ale w końcu koledzy jakoś podzielili jego pracę między siebie. Pojechaliśmy. Każdy dzień tej podróży był po prostu wspaniały. Od świtu zanurzałam się w atmosferze i zapachach Indii, w egzotycznych smakach, we wspaniałych widokach. A w Nowej Zelandii było jeszcze piękniej, jeszcze bardziej magicznie. Coś niesamowitego… Ze szczęścia niemal fruwałam, że mogę tam być razem z Markiem, że tak właśnie zaczynamy naszą podróż przez życie. Podobnie wyobrażałam sobie jej dalszą część. Będziemy ciężko pracować, a w wolnym czasie wojażować, zwiedzać cudowne miejsca, docierać w zakątki, o jakich większość ludzi nawet nie słyszała. – Inni mogą to oglądać co najwyżej na zdjęciach w internecie, a my naprawdę tu jesteśmy – mruczałam, wtulając się wieczorem w ramiona Marka. – Ale mamy szczęście. Nie chcę tego nigdy zmieniać. Wtedy nie usłyszałam, co mi odpowiedział, bo zasnęłam. Obudził się w nim instynkt Im bliżej było końca naszej podróży, tym bardziej wyczuwałam, że mój mąż jest jakiś nieswój. Dopytywałam, czy coś mu dolega, ale nie chciał powiedzieć. – Wszystko okej – powtarzał jak zdarta płyta, co wcale mnie nie uspokajało. Za dobrze go znałam. W końcu któregoś wieczoru, kiedy nie odpuszczałam, wydusił z siebie to, co go męczyło: – Chcę mieć z tobą dziecko. Szok. Takiego życzenia kompletnie się nie spodziewałam. Znaliśmy się sześć lat, wiedzieliśmy o sobie prawie wszystko. Usiadłam, kompletnie zaskoczona, nie wiedząc, co powiedzieć. – Przepraszam, wiem, że to dla ciebie mały wstrząs. Myślałem, że nie będzie mi na tym zależeć, że nie zacznie… Sądziłem, że to nie ma znaczenia, ale… od jakiegoś czasu w kółko o tym rozmyślam, jakiś instynkt ojcowski czy coś – próbował żartować. Nie było mi do śmiechu. – Od jakiegoś czasu? Czyli od kiedy? Sprecyzuj. Jeszcze miesiąc temu naszym rodzinom tłumaczyliśmy, że nie ma takiej opcji, że od nas przychówku się nie doczekają, nieważne, ile wody w Warcie upłynie, zdania nie zmienimy… – Tak, ale… – Mam rozumieć, że już wtedy tego chciałeś? I mi nie powiedziałeś? Ożeniłeś się ze mną, wiedząc, że ja nie chcę mieć dzieci, a ty tak? Marek… – patrzyłam na niego i nie wierzyłam, że mi to zrobił. – Proszę cię, rozważ to – szepnął błagalnie, próbując przyciągnąć mnie do siebie. – Przecież nie musisz rezygnować ze swojej pracy, będę się zajmował dzieckiem… Odepchnęłam go. Poczułam się oszukana – Taaak? Ciążę i poród też za mnie przejdziesz? Marek, co ty bredzisz? To nie jest piesek, którego tylko ty będziesz wyprowadzał na spacery. To będzie człowiek. Czujący człowiek. Zasługuje na matkę, która go chciała, która jest gotowa wiele dla niego poświęcić. Takie są i powinny być matki. – Też taka będziesz. Tylko daj sobie szansę… Nie ma opcji, byś nie pokochała naszego dziecka. – upierał się Marek, ocierając płynące mu z oczu łzy. Cholera! Więc tak to sobie wymyślił. Urodź, a potem jakoś to będzie? Poczułam się oszukana. Niemal zdradzona. Nie mówiliśmy o zmianie gustu czy smaku. To była sprawa dużego kalibru. Fundamentalna dla małżeństwa. I co teraz? Jak wyjść z tego pata? Mam postawić na swoim i go unieszczęśliwić? Czy ugiąć się, przecierpieć miesiące ciąży, znieść poród, połóg, a potem unieszczęśliwić i siebie, i dziecko? Dziecko to nie brzydki fotel po dziadku, który z sentymentu jakoś zniesiesz w swoim domu. To maksymalnie nieodpowiedzialne zgodzić się na potomstwo dla świętego spokoju albo z tak zwanej miłości. Myślałam o tym całą noc. Rozważałam wszelkie „za” i „przeciw”. Zastanawiałam się, jak pogodzić moje stanowisko i jego pragnienie bycia ojcem. Przepłakałam kilka godzin, tworząc różne możliwe scenariusze. Nad ranem doszłam do wniosku, że nie da się pogodzić ognia z wodą. Ja zdania nie zmienię. To nie była kwestia chęci czy dobrej woli. To nie było moje czasowe widzimisię – póki zegar biologiczny się nie odezwie – tylko wynik wewnętrznych przekonań. A to oznaczało koniec naszego małżeństwa. Nieważne, czy Marek nigdy nie był w pełni szczery w tej sprawie, czy nagle zmienił zdanie. Nie miałam prawa wymagać od niego, żeby wyrzekł się dla mnie ojcostwa. A on z kolei nie miał prawa oczekiwać, że się złamię, poświęcę i urodzę mu dziecko, jedno, drugie, może trzecie, skoro tak nam świetnie idzie. Gdy wyobrażałam sobie podobną przyszłość, nabierałam ochoty na nielegalne podwiązanie jajników. Nie, przepraszam, ale nie, nie skażę żadnego dziecka na taką matkę, jaką ja bym była. – Nie możemy być dłużej małżeństwem – powiedziałam rano, gdy Marek wszedł do saloniku, w którym spędziłam noc. – Ale ja cię kocham… – jęknął. – A ja ciebie. Ale nie możemy zmuszać się nawzajem do czegoś w imię tej miłości. Wróciliśmy do domu zdruzgotani. Wyjechaliśmy w podróż, która miała być początkiem naszego wspólnego życia, a okazała się jego końcem. Starałam się nie płakać, choć czułam się tak, jakby moje serce upadło i potrzaskało się na kawałki. Teraz trudno mi zaufać Brałam coraz więcej dyżurów, zwłaszcza wieczornych i nocnych, żeby nie wracać do domu, w którym był Marek. Jego smutek sprawiał, że potrzaskane kawałki pękały na nowo. Kochałam go jak nikogo na świecie, ale co z tego? Nie mogliśmy być razem. Plątaliśmy się między spojrzeniami, westchnieniami, unikaniem się i rozpaczliwym seksem przez kilka tygodni, ale w końcu trzeba było podjąć decyzję. Złożyłam pozew o rozwód i bez większych komplikacji zakończyliśmy związek, który miał trwać wiecznie. Nasze rodziny były zszokowane. Wszyscy cierpieliśmy, ale tak było uczciwie. Sprzedaliśmy mieszkanie, wyprowadziliśmy się do dwóch różnych dzielnic miasta i staraliśmy się nie spotykać, nawet przypadkiem. Nie jestem dumna z tego, że moje małżeństwo trwało niespełny miesiąc. Minęły cztery lata od rozwodu, a ja nadal czuję ukłucie w zrośniętym nierówno sercu na myśl, że to wszystko tak się potoczyło. Marek szybko założył nową rodzinę. Dziś ma dwójkę dzieci; drugie przyszło na świat w naszym szpitalu tydzień temu. Wiem, że jest szczęśliwy – na tyle, na ile może być z kobietą, która nie jest mną. Nie pochlebiam sobie, czytam to z jego smutnego spojrzenia, za każdym razem, gdy nie uda nam się uniknąć spotkania twarzą w twarz. Ja skupiłam się na pracy. Mam jej mnóstwo i wiem, że z czasem wcale nie będzie jej mniej. Rzadko chodzę na randki, rzadko te randki mają jakąś kontynuację. Nie jestem w stanie zaufać mężczyźnie, uwierzyć jego zapewnieniom, że nie chce dzieci, pragnie tylko mnie i mojego szczęścia, że ja mu wystarczam. Na mojej ścianie nad łóżkiem wisi mapa świata. Zaznaczam na niej kolejne miejsca, które odwiedziłam. Sama. Jest ich coraz więcej… Czytaj także: „Zdradziłem żonę i nie żałuję. Chciałem połechtać swoją męskość i pokazać jej, że nie jestem niedołężnym staruszkiem”„Maciek traktował mojego syna jak przybłędę i wyśmiewał przy kolegach. Chciałam tylko, żeby zobaczył w nim swoje dziecko”„Los dał mi tylko biednych i ciągle pijanych rodziców. >>Nie pracujesz? To nie jesz!<<. Tak do mnie mówili”
„Któregoś dnia wróciłem do domu i pod nieobecność żony i dzieci, które wyjechały na zimowisko, spakowałem swoje rzeczy i wyniosłem się do siostry. Matylda wpadła we wściekłość. Chociaż zostawiłem jej wszystko, nie wziąłem nawet jednej książki z biblioteki, którą przez lata zbierałem, rozpowiedziała przyjaciołom i znajomym, że okradłem rodzinę”.
Zdradziłem żonę i przyznałem się do tego. Podejrzewam, że ona też kogoś ma, ale zaprzecza. Bardzo ją kocham i wiem, że ją bardzo zraniłem. Mamy dwójkę wspaniałych dzieci. Nie wiem, co mam robić. Proszę o pomoc. Dzień dobry, odpowiedź na pytanie „co robić?” jest prosta – ratować małżeństwo! Piszę tak na podstawie Pana deklaracji, zawartej w tych kilku zdaniach. Wynika z nich, że kocha Pan żonę, zdaje sobie sprawę z wagi swojego postępowania i chce Pan wziąć za nie odpowiedzialność, a do tego wszystkiego jesteście rodzicami. Rozumiem jednocześnie, że Pana prośba o pomoc oznacza pytanie – „jak to zrobić?”. Ten sposób musicie wypracować Państwo razem. Choć w tak dramatycznej sytuacji zachęcałbym do skorzystania z pomocy osoby trzeciej, np. terapeuty pary, który wniósłby do Waszej rozmowy dystans i bezstronność. Musicie zrozumieć w jakim momencie jest Wasz związek – dlaczego doszło do Pana zdrady i o czym świadczą Pana podejrzenia, co do małżonki. Niezależnie zresztą od gotowości drugiej strony do wspólnej terapii, zachęcam Pana do rozważenia indywidualnych spotkań. Byłyby one dla Pana szansą na uporządkowanie własnych emocji, a także źródłem pomysłów, wspierających relację z żoną. Zdrada zazwyczaj jest efektem kryzysu bliskości i zrozumienia, połączonym z brakiem zaangażowania w pracę nad związkiem. Im szybciej do tej pracy wrócicie, tym większe szanse na pozytywny finał. Wojciech Gorczyca Prowadzi terapię indywidualną metodą Gestalt, koncentrując się na wyjątkowości każdego klienta. Za kluczowe uważa zbudowanie i utrzymanie relacji opartej na zaufaniu, pozwalającej zmierzyć się z własnymi ograniczeniami i obawami. Podczas terapii par i małżeństw pracuje w interesie związku, dążąc do wypracowania naturalnej bliskości pomiędzy partnerami. Czytaj więcej…
Tłumaczenia w kontekście hasła "I jest naprawdę żałuję" z polskiego na niemiecki od Reverso Context: I jest naprawdę żałuję, że nie zrobiłem tego wcześniej.
Zdradziłem żonę - czy mam się przyznać? Rozpoczęte przez ~Krzysiek, 11 gru 2011 ~kobieta Napisane 26 lipca 2015 - 23:31 ~POL napisał:napisał:Boże, tylko facet może napisać "tylko przespałeś się z inną". Jakby to była kawa albo spacer z koleżanką. Drodzy panowie, to nie jest TYLKO, to jest ZDRADA! Czy naprawdę faceci tak lekko traktują te sprawy? Tak moja droga. To żadna ZDRADA. Zdrada to jest jak facet cie zostawi z dziecmi i odejdzie z inna bez zabezpieczenia Tobie srodków do zycia. To jest zdrada. Wy Kobiety zawsze mylicie te pojecia..... Dla was to sie wiaze z uczuciami, a dla nas NIE.. to czysta fizjologie , moze byc... bo nie mowie ze zawsze bywa ;o) To tak samo jak bys mi kazala cale zycie jesc makaron z serem, ktory nota bene bardzo lubie ale tylko TEN Tobie wychodzi bardzo dobrze w kuchni. Nie mam prawa isc sobie raz po raz do orientalnej restauracji? zeby sprobowac nowych smaków? To WY przywiazujecie do TEGO zbyt duzą wagę... i tu tkwi problem.... Dla was to uczucia Dla nas czesto Fizjologia..... Ha, dziewczyny dobra nasza. Można ich puszczać po rogach dopóki się nie rozwodzimy i nie zabieramy dzieci. W sumie Nie mam prawa isc sobie raz po raz do orientalnej restauracji? zeby sprobowac nowych smaków? Nie przywiązujmy do tego zbyt dużej wagi :-) Udostępnij | Dodaj wpis | Cytuj | Link bezpośredni | Zgłoś naruszenie ~Zosia ~Zosia Napisane 27 lipca 2015 - 12:31 Skoro jestes takim koneserem urozmaiconej kuchni to po co przyrzekasz kluskom z serem, ze bedziesz je jadl do smierci? Czy nie prosciej poddac sie wazektomii by nie krzywdzic ew. potomstwa i skakac sobie z kwiatka na kwiatek? Jest tyle kobiet, ktorym tylko sex jest potrzebny a nie rodzina i stabilizacja. Jest w czym wybierac. Po co krzywdzic i oszukiwac osoby, ktore na to na to nie zasluguja? Udostępnij | Dodaj wpis | Cytuj | Link bezpośredni | Zgłoś naruszenie ~adam ~adam Napisane 28 sierpnia 2015 - 15:45 lubie sex Udostępnij | Dodaj wpis | Cytuj | Link bezpośredni | Zgłoś naruszenie ~? ~? Napisane 07 października 2015 - 04:55 Jak się kogoś kocha to się za nic nie przyznaje do zdrady, chyba że ktoś chce komuś okazać brak szacunku specjalnie żeby partnerka odeszła, jak to niektórzy robią bo im słoma z butów wystaje zamiast z honorem kogoś zostawić. Poczucie winy to się wylewa komuś się zwierzając,byle nie babie bo zaraz doniesie i nie rodzinie. Udostępnij | Dodaj wpis | Cytuj | Link bezpośredni | Zgłoś naruszenie ~Max_W. ~Max_W. Napisane 01 lutego 2016 - 22:58 Witam Wszystkich (Zdradzające, Zdradzających, Zdradzone i Zdradzonych), nie chcę na tym forum filozofować, ponieważ nie o to tu chodzi. Z góry zaznaczam, że nie będę wdawał się w moralizatorskie polemiki, a zwłaszcza z forumowiczami "kulturalnymi inaczej". Mnie przytrafiła się podobna sytuacja. Po 17 latach związku zaprzyjaźniłem się i poszedłem do łóżka z koleżanką (zwaną dalej kochanką). Bardzo ale to bardzo ją lubię. Zaznaczam, że absolutnie nie jest to miłość. Może zwykła fascynacja - jak zwał, tak zwał. Po kilku tygodniach kochanka ta ograniczyła kontakt ze mną i musieliśmy o sobie zapomnieć. Dlaczego tak się skończyło? Skończyło się, ponieważ ona nie chce być czyjąś kochanką. Nie chce być tą drugą. Wie czym to się kończy i jakie są skutki dłuższej znajomości. Tu ją doskonale rozumiem i zgadzam się z takim jasnym postawieniem sprawy. Ja mam dwoje dzieci, co pociąga za sobą odpowiedzialność za nie oraz jestem związany z moją towarzyszką życia. "Kochanka" ma córkę i jest wolna od 9 lat, czyli szuka kogoś na stałe. Dlaczego do tego doszło? Moja towarzyszka życia jest chorobliwą zazdrośnicą. Regularnie urządza mi sceny zazdrości, stale podejrzewa o skoki w bok (zaznaczam, że przez 17 lat, czyli do grudnia 2015 całkowicie bezzasadne). Nie pozwala wyjść z kolegami na pizzę (po prostu na kolację do restauracji bez jakiegokolwiek picia alkoholu, dyskotek, etc.) Po jednej z takich scen doszedłem do wniosku, że jeżeli podejrzewa mnie stale o zdradę, to niech wreszcie będzie to uzasadnione. Nadarzyła się okazja i w końcu ją zdradziłem. Muszę jednak nadmienić, że seks "zdradzecki" był... dla mnie katastrofalny. Właściwie zmuszałemsię do niego, pomimo że "kochankę" naprawdę nadal bardzo lubię i podnieca mnie ona niesamowicie. Ma w sobie coś bardzo namiętnego i seksownego ale prawdopodobnie za mało się jeszcze do niej przyzwyczaiłem. Mam wrażenie, że czasami włącza się u mnie jakiś pierwiastek kobiecej psychiki i nie mogę iść tak po prostu z kimś do łóżka. Cóż, muszę jeszcze dodać, że seks z moją towarzyszką życia zawsze był i jest nadal super. Może trochę za mało, może trochę za krótko, jednak pod względem temperamentu jesteśmy w miarę dopasowani. Czy żałuję tej zdrady? Nie. Zdecydowanie nie. Chciałbym nadal uprawiać sex z moją "kochanką". Może byśmy się po jakimś czasie dograli. Jednak z jej strony jest to nie do zaakceptowania. Szkoda, naprawdę szkoda. Czy należy o zdradzie powiedzieć partnerce / partnerowi? Nie i jeszcze raz nie! To nie przyniesie nic dobrego. Nic nie zmieni i nic nie poprawi. Może skutkować tylko i wyłącznie rozpadem dotychczasowego związku. Koniec, kropka i amen. Cdn. Pozdrawiam wszystkich Udostępnij | Dodaj wpis | Cytuj | Link bezpośredni | Zgłoś naruszenie ~kaśka ~kaśka Napisane 14 maja 2016 - 08:18 Ludzie chyba wam się coś popieprzyło w nie oszukuj sam siebie nie kochasz żony bo inaczej nigdy nie doszłoby do takiej ma gadania bo się nawaliłem i puściły mi się czegoś na boku to zrobiło się to pod wpływem żeby mieć zgrabną wymówkę i tyle. Nic ale to absolutnie nic nie tłumazcy zdrady w małżeństwie czy tak modnym ostatnio jakieś zobowiązanie i jeśli jesteśmy ludźmi a nie bydłem to ich nie zdradzam a jak zdradzam to na to procent nie kocham i nie poinienem rozpieprzać komuś życia swoją żałosną osobą Udostępnij | Dodaj wpis | Cytuj | Link bezpośredni | Zgłoś naruszenie ~besslein ~besslein Napisane 15 maja 2016 - 19:19 ~kaśka napisał:Ludzie chyba wam się coś popieprzyło w nie oszukuj sam siebie nie kochasz żony bo inaczej nigdy nie doszłoby do takiej ma gadania bo się nawaliłem i puściły mi się czegoś na boku to zrobiło się to pod wpływem żeby mieć zgrabną wymówkę i tyle. Nic ale to absolutnie nic nie tłumazcy zdrady w małżeństwie czy tak modnym ostatnio jakieś zobowiązanie i jeśli jesteśmy ludźmi a nie bydłem to ich nie zdradzam a jak zdradzam to na to procent nie kocham i nie poinienem rozpieprzać komuś życia swoją żałosną osobą Krótko i na temat... Życie nie jest kolorowe kiedy idzie się za głosem penisa. Udostępnij | Dodaj wpis | Cytuj | Link bezpośredni | Zgłoś naruszenie ~też facet ~też facet Napisane 30 sierpnia 2016 - 00:47 Ja zdradziłem roku po ślubie kobietę, z którą byłem w sumie 12 lat. Przyznałem się jej do zdrady i to był błąd (sama zdrada oczywiście też była błędem). Owszem, nie układało się nam, żona była agresywna, stosowała przemoc psychiczną, a z łóżka wiało chłodem. Zdradziłem, bo nie czułem się kochany i wydawało mi się, że nie kocham. Przyznanie się do zdrady było błędem. Mieliśmy problemy, związek był dość toksyczny, ale żona w końcu zaczęła mówić ludzkim językiem i przekonałem ją do terapii. Zapytała jednak o zdradę, a ja nie skłamałem. Teraz mieszkamy oddzielnie, chociaż jeszcze się nie rozwiedliśmy. Postanowiliśmy dać sobie czas. Ona poszła do psychologa, zmienia się. Proces naprawy tego kiepskiego związku byłby dużo łatwiejszy bez tej zdrady, to oczywiste. Zastanawiam się tylko, dlaczego wciąż nie zakończyliśmy tego związku? Coś nas do siebie ciągnie i każe myśleć, że być może wszystko się poukłada, że zmienimy się, zmienimy swoje zachowania, będziemy się starać. To sentyment? Toksyczność? Przyzwyczajenie? Czy może jednak miłość? Udostępnij | Dodaj wpis | Cytuj | Link bezpośredni | Zgłoś naruszenie ~Besslein ~Besslein Napisane 31 sierpnia 2016 - 00:34 ~też napisał:Ja zdradziłem roku po ślubie kobietę, z którą byłem w sumie 12 lat. Przyznałem się jej do zdrady i to był błąd (sama zdrada oczywiście też była błędem). Owszem, nie układało się nam, żona była agresywna, stosowała przemoc psychiczną, a z łóżka wiało chłodem. Zdradziłem, bo nie czułem się kochany i wydawało mi się, że nie kocham. Przyznanie się do zdrady było błędem. Mieliśmy problemy, związek był dość toksyczny, ale żona w końcu zaczęła mówić ludzkim językiem i przekonałem ją do terapii. Zapytała jednak o zdradę, a ja nie skłamałem. Teraz mieszkamy oddzielnie, chociaż jeszcze się nie rozwiedliśmy. Postanowiliśmy dać sobie czas. Ona poszła do psychologa, zmienia się. Proces naprawy tego kiepskiego związku byłby dużo łatwiejszy bez tej zdrady, to oczywiste. Zastanawiam się tylko, dlaczego wciąż nie zakończyliśmy tego związku? Coś nas do siebie ciągnie i każe myśleć, że być może wszystko się poukłada, że zmienimy się, zmienimy swoje zachowania, będziemy się starać. To sentyment? Toksyczność? Przyzwyczajenie? Czy może jednak miłość? Nie zdradziłeś - Byłeś zmuszony do zdrady! Zaskakuje mnie poczucie winy płynące z Twoich słów oraz wiara w magiczne możliwości psychologów żerujących na ludzkich niedoskonałościach. Taka paranaukowa papka... Pożal się Boże lekarze dusz... Terapia nie zmieni domowego terrorysty (terrorystki) Myślę, że to Twój czyn, który nazywasz zdradą, jest najlepszym medykamentem na fizyczną przemoc Twojej żony. Zagrałeś jej kartami i nadeszła refleksja... Udostępnij | Dodaj wpis | Cytuj | Link bezpośredni | Zgłoś naruszenie ~kaśka ~kaśka Napisane 31 sierpnia 2016 - 13:38 Jaka tam refleksja. Dałeś dupy już na samym starcie. Jak już wcześniej napisałam nic nie tłumaczy zdrady: ani agresja drugiej strony, ani nawet brak miłości, bo przecież ślubowałeś wierność i uczciwość małżeńską aż po grób. Jak dla mnie jasne i proste. Pierwsze 30 lat związku to prawdziwy sprawdzian i uczenie się siebie, nikt nie mówi, że będzie pięknie i tęczowo. A ty na samym początku ścieżki dałeś ciała. Nie ma co jęczeć i składać winę na kogoś trzeba poszukać w sobie błędów. To nie ona cię zdradziła więc zbierz dupę do kupy Udostępnij | Dodaj wpis | Cytuj | Link bezpośredni | Zgłoś naruszenie ~Besslein ~Besslein Napisane 31 sierpnia 2016 - 14:47 ~kaśka napisał:Jaka tam refleksja. Dałeś dupy już na samym starcie. Jak już wcześniej napisałam nic nie tłumaczy zdrady: ani agresja drugiej strony, ani nawet brak miłości, bo przecież ślubowałeś wierność i uczciwość małżeńską aż po grób. Jak dla mnie jasne i proste. Pierwsze 30 lat związku to prawdziwy sprawdzian i uczenie się siebie, nikt nie mówi, że będzie pięknie i tęczowo. A ty na samym początku ścieżki dałeś ciała. Nie ma co jęczeć i składać winę na kogoś trzeba poszukać w sobie błędów. To nie ona cię zdradziła więc zbierz dupę do kupy Piękne i głębokie ideały, biblijne niemalże wskazówki życia. Brak tu jednak instrukcji zachowań w sytuacji, kiedy małżonka zamienia się w skałę w kształcie potwora. Fizycznie i psychicznie znęcające się monstrum, które czuje się wolne od zobowiązań, gdyż interpretuje błędnie instytucję ślubu jako wartość stałą. Oj dziecinne to wyobrażenie świata. Każdy rozsądny facet z odrobiną pierwiastka rewolucyjnego zada sobie pytanie: Czy ja jestem oszukiwany? Czy tak ma wyglądać mój żywot u boku tego bazyliszka? Facet dusi krzywdę w sobie i ciężar konsekwencji przyszłych czynów, zakodowanych w umyśle jako zdrada. Taka definicja stworzona dla pogłębienia poczucia winy. Zdrada zdradzie nierówna. To bazyliszek jest motorem napędowym działań mężczyzny, ale bazyliszek i jego wąskie światło intelektualne nie są w stanie zauważyć faktów. Udostępnij | Dodaj wpis | Cytuj | Link bezpośredni | Zgłoś naruszenie ~Ona ~Ona Napisane 31 sierpnia 2016 - 15:30 A ten biedny, udupiony facet nie potrafi się rozstać ze swoim oprawcą, tylko zdradza i żałośnie skomli o wybaczenie, 100 procent mężczyzny w meżczyźnie. Udostępnij | Dodaj wpis | Cytuj | Link bezpośredni | Zgłoś naruszenie ~też facet ~też facet Napisane 31 sierpnia 2016 - 16:33 ~kaśka napisał:Jaka tam refleksja. Dałeś dupy już na samym starcie. Jak już wcześniej napisałam nic nie tłumaczy zdrady: ani agresja drugiej strony, ani nawet brak miłości, bo przecież ślubowałeś wierność i uczciwość małżeńską aż po grób. Jak dla mnie jasne i proste. Pierwsze 30 lat związku to prawdziwy sprawdzian i uczenie się siebie, nikt nie mówi, że będzie pięknie i tęczowo. A ty na samym początku ścieżki dałeś ciała. Nie ma co jęczeć i składać winę na kogoś trzeba poszukać w sobie błędów. To nie ona cię zdradziła więc zbierz dupę do kupy Tak, ślubowałem. Ona też. Rok po ślubie pytałem, czy kocha. Mówiła "nie wiem, chyba nie". Wybuchała, robiła awantury o byle co, poniżała mnie w towarzystwie, nie chciała dzieci. Nie potrafiłem przywołać jej do porządku, ani od niej odejść. Natomiast pojawiła się przypadkiem inna kobieta, która wypełniała tę pustkę, bo była miła, delikatna, czuła. Romans trwał krótko, sam zrezygnowałem ze spotkań, ale zrobiłem ten błąd i się przyznałem. @Ona - Tak, nie potrafiłem się rozstać ze swoim oprawcą. Lecz nie proszę o wybaczenie, bo nie znajduje w sobie wyrzutów sumienia. Teraz byłbym gotów podjąć tę męską decyzję i zakończyć związek, lecz widzę, że mój bazyliszek jest słaby, zdruzgotany i potrzebuje pomocy. Nie jestem pewien, czy pomogę jej odchodząc i pozwalając na normalne życie po żałobie, czy raczej zostając i budując na zgliszczach nowy dom. Udostępnij | Dodaj wpis | Cytuj | Link bezpośredni | Zgłoś naruszenie ~Besslein ~Besslein Napisane 31 sierpnia 2016 - 17:01 ~też napisał:~kaśka napisał:Jaka tam refleksja. Dałeś dupy już na samym starcie. Jak już wcześniej napisałam nic nie tłumaczy zdrady: ani agresja drugiej strony, ani nawet brak miłości, bo przecież ślubowałeś wierność i uczciwość małżeńską aż po grób. Jak dla mnie jasne i proste. Pierwsze 30 lat związku to prawdziwy sprawdzian i uczenie się siebie, nikt nie mówi, że będzie pięknie i tęczowo. A ty na samym początku ścieżki dałeś ciała. Nie ma co jęczeć i składać winę na kogoś trzeba poszukać w sobie błędów. To nie ona cię zdradziła więc zbierz dupę do kupy Tak, ślubowałem. Ona też. Rok po ślubie pytałem, czy kocha. Mówiła "nie wiem, chyba nie". Wybuchała, robiła awantury o byle co, poniżała mnie w towarzystwie, nie chciała dzieci. Nie potrafiłem przywołać jej do porządku, ani od niej odejść. Natomiast pojawiła się przypadkiem inna kobieta, która wypełniała tę pustkę, bo była miła, delikatna, czuła. Romans trwał krótko, sam zrezygnowałem ze spotkań, ale zrobiłem ten błąd i się przyznałem. @Ona - Tak, nie potrafiłem się rozstać ze swoim oprawcą. Lecz nie proszę o wybaczenie, bo nie znajduje w sobie wyrzutów sumienia. Teraz byłbym gotów podjąć tę męską decyzję i zakończyć związek, lecz widzę, że mój bazyliszek jest słaby, zdruzgotany i potrzebuje pomocy. Nie jestem pewien, czy pomogę jej odchodząc i pozwalając na normalne życie po żałobie, czy raczej zostając i budując na zgliszczach nowy dom. Każda kobieta objawiająca agresję w kierunku mężczyzny domaga się bycia zdradzoną. Agresja u kobiety wzbudza aseksualność i obrzydzenie. Wchłaniają medialne wzorce tzw wyzwolonych i przelewają swoją nienawiść na najbliższych. Takie prymitywe twory rodem z UK, gdzie rola mężczyzny wdeptana została w grunt. Dlaczego tak się dzieje? Odpowiedź jest banalnie prosta. Czym większa ingerencja państwa w małżeństwo, tym mniej kobieta stara się o względy mężczyzny. Przecież państwo pomoże. Zagwarantuje socjal. Trzymajcie się z daleka od współczesnych czarownic i nie pozwólcie sobie narzucić poczucia winy. Na wyzwolone królewny pozostaje nam być wyzwolonymi królewiczami. Udostępnij | Dodaj wpis | Cytuj | Link bezpośredni | Zgłoś naruszenie ~Ona ~Ona Napisane 31 sierpnia 2016 - 17:06 Syndrom sztokholmski ... Znasz pojęcie współuzależnienia? Manipulacji poczuciem winy? Uratuj siebie, to pomożesz też innym. Udostępnij | Dodaj wpis | Cytuj | Link bezpośredni | Zgłoś naruszenie ~Besslein ~Besslein Napisane 31 sierpnia 2016 - 17:31 ~Ona napisał:Syndrom sztokholmski ... Znasz pojęcie współuzależnienia? Manipulacji poczuciem winy? Uratuj siebie, to pomożesz też innym. Odezwała się forumowa krzykaczka. Syndromami szafuje... Twoja marność odzwierciedla się na obecności na tym forum więc bądź uprzejma i nie pryskaj mnie wydzielinami. Pozwól, że zdefiniuję Twój syndrom - co nie jest skompilowane - to krystalicznie czysta zgorzkniałość z pazurami (prawdopodobnie pokrytymi czerwonym lakierem). Istnieje lekarstwo na objawy, które prezentujesz. Nazywa się to NEMBUTAL. Jest wyłącznie na recepty i trudny do uzyskania, ale podobno dostępny on line. Udostępnij | Dodaj wpis | Cytuj | Link bezpośredni | Zgłoś naruszenie ~Ona ~Ona Napisane 31 sierpnia 2016 - 17:49 Widzę, że kolejny prawdziwy zgorzkniały mężczyzna :) Poczytajcie panowie o toksycznych związkach i relacjach, odnajdźcie siebie choćby z pomocą psychologa, a potem żyjcie szczęśliwie. Najważniejsze to zrozumieć z czym ma się doczynienia. Pozdrawiam Udostępnij | Dodaj wpis | Cytuj | Link bezpośredni | Zgłoś naruszenie ~też facet ~też facet Napisane 31 sierpnia 2016 - 18:05 ~Ona napisał:Syndrom sztokholmski ... Znasz pojęcie współuzależnienia? Manipulacji poczuciem winy? Uratuj siebie, to pomożesz też innym. @Besslein - to było o mnie. Ona@ - sugerujesz, że jestem zakładnikiem jej emocji? Faktycznie, bardzo wzbudzała we mnie poczucie winy i beznadziejności, przez co wycofywałem się z walki o moje potrzeby. Wg jej słów sytuacja jest prosta. Związek miał swoje problemy, ale był udany. Ja go zniszczyłem dopuszczając się zdrady, ponoszę więc 100 % odpowiedzialności, za co czeka mnie kara. Bazyliszek, pomimo że zraniony, wciąż szczerzy kły i syczy. Wracając do tematu - jeżeli zależy Wam na związku, to nie przyznawajcie się do winy. A jak nie zależy, to też nie, bo Was partner oskubie w sądzie. Udostępnij | Dodaj wpis | Cytuj | Link bezpośredni | Zgłoś naruszenie ~Besslein ~Besslein Napisane 31 sierpnia 2016 - 19:03 ~też napisał:~Ona napisał:Syndrom sztokholmski ... Znasz pojęcie współuzależnienia? Manipulacji poczuciem winy? Uratuj siebie, to pomożesz też innym. @Besslein - to było o mnie. Ona@ - sugerujesz, że jestem zakładnikiem jej emocji? Faktycznie, bardzo wzbudzała we mnie poczucie winy i beznadziejności, przez co wycofywałem się z walki o moje potrzeby. Wg jej słów sytuacja jest prosta. Związek miał swoje problemy, ale był udany. Ja go zniszczyłem dopuszczając się zdrady, ponoszę więc 100 % odpowiedzialności, za co czeka mnie kara. Bazyliszek, pomimo że zraniony, wciąż szczerzy kły i syczy. Wracając do tematu - jeżeli zależy Wam na związku, to nie przyznawajcie się do winy. A jak nie zależy, to też nie, bo Was partner oskubie w sądzie. Jeżeli zależy mi na związku, to pojęcie zdrady wyklucza się samo przez się. Udostępnij | Dodaj wpis | Cytuj | Link bezpośredni | Zgłoś naruszenie ~kaśka ~kaśka Napisane 01 września 2016 - 14:51 I co byś nie pisał co byś nie mówił to ty dopuściłeś się zdrady i jeśli jesteś rasowym, prawdziwym facetem to przyjmij to na klatę bez skomlenia i usprawiedliwiania się. Powtarzam chciałeś zdradzić to zdradziłeś twoja żona jej zachowanie jakie by nie było to nie powód do łamania ślubów. Możesz nazywać mnie idealistką ale t niczego nie zmienia bo nie o mnie mówiliśmy tylko o ZDRADZIE a na to wytłumaczenia nie ma. Gdyby była w śpiączce podtrzymywana przez aparaturę to swoją zdradę tłumaczyłbyś tym, że jest "warzywem".Cholernie nie chcę prawić banałów ale tylko winny się tłumaczy Udostępnij | Dodaj wpis | Cytuj | Link bezpośredni | Zgłoś naruszenie » odpowiedz » do góry 118K views, 189 likes, 6 loves, 49 comments, 29 shares, Facebook Watch Videos from Polki.pl: „Pewnie długo jeszcze korzystałbym z uroków samca alfa gdyby nie fakt, że Paula zaszła w ciążę. Nie

fot. Adobe Stock, Nomad_Soul Jesteśmy małżeństwem od 25 lat, mamy dorosłą córkę. Przez cały ten czas raczej dobrze się nam układało. Miewaliśmy oczywiście kryzysy, jak to w każdym związku, ale zawsze udawało nam się je pokonać. Nigdy nie zdradziłem Marioli, bo poważnie traktowałem przysięgę, jaką złożyliśmy przed ołtarzem. Uważałem, że skoro ślubowałem miłość i wierność, to nie wolno mi tych ślubów złamać. Ale ostatnio stało się coś, co sprawiło, że o tym zapomniałem… To było miesiąc temu. Pojechaliśmy z Mariolą na wesele mojego siostrzeńca. Dj grał naprawdę świetnie, więc ochoczo ruszyłem na parkiet. Najpierw z żoną, a gdy ta miała już dość, z młodziutką i śliczną świadkową panny młodej. Ma mnie za staruszka? Już ja jej pokażę – Tylko nie forsuj go za bardzo, Kasiu! Nie jest już młodzikiem! Jak się za bardzo zmęczy, to padnie trupem na parkiet i pogotowie nawet nie pomoże – krzyknęła na cały regulator żona, gdy po raz pierwszy porwałem dziewczynę do tańca. Szlag mnie omal nie trafił, bo wszyscy goście to słyszeli, ale nie odezwałem się ani słowem. Nie chciałem robić cyrku. Zareagowałem, dopiero wtedy gdy didżej zrobił przerwę i wróciłem do stołu. – Co to było? – warknąłem. – Ale o co ci chodzi? – zrobiła zdziwioną minę. – Nie udawaj, że nie wiesz. O ten głupi okrzyk! Dlaczego zrobiłaś ze mnie niedołężnego starca? Chcesz mnie ośmieszyć czy co? – patrzyłem groźnie. – Ja? Nic podobnego! Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy! Po prostu się o ciebie martwię. Przypominam ci, że już dawno przekroczyłeś pięćdziesiątkę. A to bardzo niebezpieczny wiek dla mężczyzny. Grozi ci udar, zawał, wylew, nowotwory… – zaczęła wyliczać. – Możesz być spokojna, nic mi nie dolega. Niejeden młody mógłby mi pozazdrościć formy! – napiąłem dumnie mięśnie. – Doprawdy? Jesteś tego pewien? A kiedy ostatni raz byłeś u lekarza? Robiłeś kompleksowe badania? No, kiedy? – wpatrywała się we mnie. – Co? Nie wiem… Teraz nie pamiętam… – plątałem się. – No właśnie! Skąd więc wiesz, że jesteś zdrowy? – nacierała dalej. – Bo bardzo dobrze się czuję – wzruszyłem ramionami. – To jeszcze nic nie znaczy. Przestań więc zgrywać młodzieniaszka i szaleć na parkiecie z dziewczynami, bo to się może naprawdę jakimś nieszczęściem skończyć. Pora pogodzić się z upływającym czasem – nie poddawała się. – Możemy zmienić temat? To nie czas ani miejsce na takie rozmowy – zdenerwowałem się. – Możemy, pewnie, że możemy. Ale przemyśl to, co powiedziałam. Pamiętaj, że masz córkę, która liczy na to, że poprowadzisz ją do ołtarza, a potem zatańczysz na jej weselu. A nie jest jeszcze nawet zaręczona. Mnie też jeszcze nie spieszy się do wdowieństwa – odparła, a potem ruszyła do stołu, przy którym siedziała matka panny młodej. Chwilę później plotkowały jak najęte… Nie ukrywam, byłem wściekły na Mariolę Jej gadanina zupełnie zepsuła mi humor. Tak się cieszyłem na to wesele, bo od początku pandemii nigdzie nie wychodziliśmy. Miałem nadzieję, że będę się świetnie bawić i nadrobię te stracone towarzysko miesiące. A tu ona nagle wyjechała mi z tym wiekiem, badaniami i chorobami, które mi zagrażają. Nagle poczułem się jak starzec stojący nad grobem. Ba, miałem wrażenie, że moje serce bije szybciej niż powinno, a w skroniach krew pulsuje jak szalona. Aby odpędzić złe myśli i poprawić sobie nastrój, ruszyłem do hotelowego baru. Pomyślałem, że jak wypiję szklaneczkę swojej ulubionej whisky, to od razu zrobi mi się lepiej. Jedna szklaneczka nie wystarczyła. Trochę pomogła, ale nie do końca. Poprosiłem więc barmana o drugą. Właśnie miałem podnieść ją do ust, gdy poczułem czyjąś rękę na ramieniu. Odwróciłem się. Przede mną stała Kasia. Ta sama z którą jeszcze pół godziny temu wywijałem na parkiecie. – Dlaczego tak nagle zniknąłeś? Miałam nadzieję, że jak przerwa się skończy, to jeszcze zatańczymy. Tylko ty na tym weselu umiesz tańczyć – uśmiechnęła się. – To miłe, co mówisz, ale chyba raczej przystopuję. Nie chcę dostać zawału albo jakiegoś udaru. Młodzi nigdy by mi nie darowali, gdybym padł trupem na parkiecie i popsuł im wesele – zaśmiałem się gorzko. – Ty? Chyba żartujesz! Na pierwszy rzut oka widać, że jesteś silnym mężczyzną. Takim, który góry może przenosić – patrzyła mi w oczy. – Naprawdę? – zaczerwieniłem się. – Oczywiście. A masz jakieś wątpliwości? Bo jeśli tak, to możesz sobie udowodnić, że są zupełnie bezpodstawne – przysunęła się bliżej. – Tak? A w jaki sposób? – wykrztusiłem z trudem, bo zaczęła mnie oblewać fala gorąca. – Mam na górze pokój. Wpadniesz? Numer 308, trzecie piętro – wyszeptała i, zanim zdążyłem coś odpowiedzieć, ruszyła do windy, kołysząc biodrami. Oczywiście skorzystałem z zaproszenia Raz, że dziewczyna była młoda, piękna, bardzo seksowna i tylko kamień by jej nie uległ. Dwa, chciałem sobie udowodnić, że jestem ciągle stuprocentowym mężczyzną. I wreszcie trzy, postanowiłem zrobić na złość Marioli. Zresztą mniejsza o przyczyny… Gdy Kasia zniknęła w drzwiach windy, rozejrzałem się ostrożnie, czy nikt mnie nie obserwuje. Goście bawili się w najlepsze, a moja żona ciągle plotkowała z matką panny młodej. Dopiłem więc szybko whisky i ruszyłem schodami na górę… Nie będę wam opowiadał, co działo się w pokoju, bo dżentelmen nie zdradza tajemnic alkowy. Chyba się jednak dobrze sprawiłem, bo gdy skończyliśmy, Kasia wsunęła mi do kieszeni karteczkę z numerem telefonu. I powiedziała, że chętnie spotka się ze mną jeszcze raz. A nawet kilka razy. Kto wie, czy nie zadzwonię, bo ta godzinka, którą z nią spędziłem, bardzo poprawiła mi nastrój. Żałuję tylko, że nie mogę pochwalić się Marioli… Czytaj także:„Dopiero po rozwodzie zrozumiałem, jak bardzo kocham żonę. Nie mogłem znieść, że ktoś inny ją całuje i pieści jej ciało” „Każdego sylwestra spędzałam samotnie, płacząc w kącie. W końcu miłość sama zapukała do moich drzwi”„Byłam od niego młodsza o 31 lat, a i tak mnie opuścił. Na zawsze zrezygnował ze mnie, choć kochałam go do szaleństwa”

. 42 79 310 562 696 721 476 161

zdradziłem żonę i nie żałuję